piątek, 1 grudnia 2017

Kopciuszek, czyli Historia zaginionego mikrofonu #15

Rozdział 15.


Nie zwlekając ani minuty spisałem adres i zamknąłem laptopa, ubrałem się w szybkim tempie po czym skierowałem się do wyjścia z domu. W przedpokoju mamy regał, a na drugiej półce od dołu dziadek zostawia dowód rejestracyjny i kluczyki od swojego auta. Bez wahania zabrałem obie rzeczy i wyszedłem.
Gdy siedziałem już w aucie i wpisywałem dane do nawigacji zwątpiłem, bo tak naprawdę pod wpływem impulsu zacząłem działać, ale nie miałem żadnego planu. Poczułem się jak w kreskówce, gdzie główny bohater nad głową ma diabełka i aniołka tylko nie ma pojęcia, kto jest kim, bo jedna myśl to: Zadziałaj, nie stój w miejscu, zaimprowizuj to może przyniesie to jakiś efekt. Sam przecież zauważyłeś, że coś stale ci pomaga to zaufaj temu.

Drugi głos mówił : Rozegraj to jakoś przemyślanie, a nie szarpiesz się na coś czego sam nie umiesz zdefiniować, masz jakiś plan - no nie, to się możesz tylko pogrążyć. 
Ten drugi jednak coś zagłuszyło, bo odpaliłem silnik i wyruszyłem w podróż. Ich mieszkanie było na drugim końcu miasta, ale że nie jest wielkie to w 15 minut byłem już u celu.
Wiele ludzi twierdzi, że kwadrans to mało, ale nigdy nie mija aż tak szybko, czułem się jak zaprogramowany robot w transie, co ślepo dąży do realizacji zadania bez żadnej myśli. Było to dziwne, bo nie zdarzyło mi się to nigdy wcześniej, no chyba że jak byłem nieprzytomny, ale wtedy działanie zdawało się niemożliwe.


Wyszedłem z auta i nie wierzyłem w to co zobaczyłem, upewniłem się jeszcze sprawdzając adres, ale to była jednak prawda. To nie był zwykły dom, bardziej pałac. Nie byłem w takim miejscu nigdy, a teraz próbuje wejść tam z brudnymi butami i pogniecionej koszuli, żeby ...  No właśnie, co ja mam powiedzieć, no i komu, jak to wytłumaczyć i przede wszystkim EDYTA. Moje serce zabiło jak szalone, gdy w tej całej wewnętrznej batalii byłem już pod bramą, a moja ręka nacisnęła dzwonek. Co ja wyprawiam !!! - zdawał się krzyczeć mój rozum. W tej chwili przegrał, a ja chyba nieświadomie albo tylko sercem kierowany kontynuowałem misję.
- Dobry Wieczór, muszę pana zmartwić, ale rodzice przed chwilą wyjechali służbowo. Wiem, że był pan umówiony, ale sprawa wynikła niedawno, a mieli mało czasu do samolotu, więc nie zadzwonili odwołać, kazali przeprosić i poinformować, że jutro zaproponują nowy termin spotkania. - przywitał mnie głos Edytki, która tak czarowała swoją barwą głosu, że nie miałem skrupułów jej przerywać.
Gdy mówiła to do mnie słuchałem co prawda, ale tak naprawdę zastanawiałem się co jej odpowiedzieć, jak się zachować, ale znów rozum nie miał nic do gadania, bo tego dnia wbrew niemu działałem - niczym w hipnozie, a gdy skończyła mówić zaśpiewałem :

Ja wiem, że takie chwile jak te
Nie zdarzają się zbyt często
Takie chwile jak te
To nasze zwycięstwo

Uwierz, że są chwile
Dla których warto żyć
Uwierz, że masz siłę
Przebić się przez mur swych słabości 

Z ostatnim słowem zabrzmiał dźwięk potwierdzający otworzenie bramki, lecz słów nie usłyszałem, za to ujrzałem zgaszenie świateł u góry i włączenie ich na dole, a także schodzącą piękną kobietę. W szybkim tempie i z dużą pewnością siebie doszedłem już do drzwi po drodze zrywając różę z jej ogrodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz