Jego początek stanie się niewątpliwie następstwem bardziej bogatej twórczości w tym miejscu, tzn. planuję na miesiąc październik wykupić kartę unlimited w Cinema City, co za tym idzie zacznę się spełniać w roli krytyka filmowego. Do tej pory budżet nie bardzo pozwalał na dodatkowe inwestycje, lecz trochę się pozmieniało w moim życiu, więc myślę, że to dobra idea.
Każdy z nas uwielbia dyskusje na temat obejrzanego filmu, a także przed wybraniem się na seans szuka recenzji, poleceń, ocen. Wszystkie te dość subiektywne opinie będę starał się wyrazić w moim "Kąciku Filmowym" do którego odnośnik możecie znaleźć u góry. Wszystko znajdziecie w jednym miejscu. Nieświadomym początkiem tej działalności jest wpis o filmie Fast & Furious 8, a dzisiejszym prologiem zostanie post, w którym weźmiemy na tapetę film TO, na którym byłem wczoraj.
Może i do tej pory nie jestem stałym bywalcem sal kinowych, ale i tak śmiało mogę stwierdzić, że ten film był najprawdopodobniej najsłabszym na którym gościłem, bo jak nazwać film z gatunku horroru, na którym nie sposób się przestraszyć, a dominuje reakcja śmiechu i licznych wyśmiewających komentarzy na temat dziejącej się akcji. Rozpocząłem opis moich wrażeń z filmu dość negatywnie, ale pozytywne wrażenia też znalazłem. Na plus przede wszystkim jest sam pomysł reżysera, który podjął się remake'a po 27 latach od dwuodcinkowej adaptacji telewizyjnej. Odstęp czasowy nie był przypadkowy, bo seria tajemniczych zaginięć i katastrof nad miastem Derry powtarzała się właśnie co tyle lat. Efekty dźwiękowe w filmie były naprawdę starannie dobrane. Momenty grozy dobrze podkreślone, a chwile sielanki pomieszane z epizodami przygodowymi wyodrębnione poprzez muzykę rockową, znaną i lubianą, wywołującą w widzu rozkojarzenie, ale przede wszystkim dobrą zabawę. Warto podkreślić także, że efekty specjalne stały na niezłym poziomie, choć biorąc pod uwagę, że Andres Muschietti dysponował podobno wysokim budżetem można poczuć wrażenie niedosytu. Na poziom wykonania można narzekać, aczkolwiek film oparty był o powieść Stephena Kinga, więc furtka dla reżysera była mocno przymknięta, co nie zmienia faktu, że jeśli przychodzi się na horror, a wychodzi z poczuciem przebywania na komedii romantycznej pomieszanej z dreszczowcem to jest coś nie tak. Grę aktorską widziałem już lepszą, ale mimo to uważam, że dobór obsady był dobry i nic bym tu nie zmienił. Wychodząc z seansu spotkałem się z porównaniem filmu do Małych Agentów z czym niewątpliwie trzeba się zgodzić.
Po obejrzeniu filmu mogę polecić aby zabrać tam kogoś ze sobą, lecz nie mam na myśli tu spotkania a'la randka, a raczej wypad ze znajomymi, bo akcja jest idealna do wspólnego komentowania / śmieszkowania niż wbicia się w fotel i czekania co będzie dalej.
Sprostowania na temat swoich "recenzji"
Byłoby bardzo miło gdyby w sekcji komentarzy trwała dyskusja na temat danego filmu. Oczywiście fanpage (https://www.facebook.com/NielirycznieSatyrycznie/) będzie także dobrym miejscem do tego typu wypowiedzi, ale w obu tych miejscach z chęcią widziałbym propozycje rozwijające moje opisy, czego brakuje, co odpuścić, etc.
A jeśli doceniasz moją pracę i ten blog zachęcam do udostępnień, bo dzięki wam może tu trafić coraz więcej osób ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz