sobota, 15 kwietnia 2017

Kopciuszek, czyli Historia zaginionego mikrofonu #4

Rozdział 4.

W piątek dowiedziałem się, że Tomek, który również jest w naszej klasie niestety nie da rady do nas dołączyć. Wspominał coś, że znalazł pracę na weekendy, a to będzie jego pierwszy dzień i nie może zawalić. No cóż, musiałem to zrozumieć, chociaż szkoda, bo nie licząc Wandzi to właśnie z nim najlepiej mi się rozmawiało, no i ogólnie spędzało czas. A wiadomo z dziewczyną w większym gronie lepiej nie pokazywać dobrego kontaktu, szczególnie wtedy, gdy wszyscy wiedzieli, że przestało jej się układać z obecnym chłopakiem. Po co nam plotki, w szczególności, jeśli doskonale wiemy, że to nieprawda. Tłumaczenie by nas tylko pogrążyło, a chyba wokół nikt nie wierzy prócz nas w przyjaźń damsko-męską. Ich strata, bo to naprawdę niesamowita wartość i doświadczenie.
W końcu nadszedł piątkowy wieczór, od kwadransu już siedzę w klubie i czekam na resztę klasy, co ja gadam czekam tylko na moją ... hmmm... no właśnie miłość, zauroczenie, fascynację, głos? Tak naprawdę to ja przecież nawet nie pamiętam zbytnio jej wyglądu, to jak mogę tworzyć w swojej głowie te absurdalne określenia. Najwidoczniej serce to potrafi, zostańmy jednak przy tym kopciuszku.
 Tak, czy tak dziś też jej nie widzę, nie słyszę. Zebrali się już wszyscy z klasy których oczekiwaliśmy. Od tamtego wspaniałego wieczoru, skoro jestem tu co event śpiewam zawsze, a z tygodnia na tydzień coraz więcej i pewnie lepiej, choć drugim Michaelem Jacksonem nie będę i to akurat pewne.
Ten moment, gdy stoję na tej samej scenie co w tamten wakacyjny wieczór powoduje spokój w moim sercu. Gdy zaczynam śpiewać czuję, że ona stoi przy mnie, jest tu i nie odejdzie, to jedyna chwila gdy jestem z nią blisko i mogę wewnątrz siebie poczuć jej zapach, dotyk, ujrzeć ją i przede wszystkim usłyszeć. To po prostu niesamowita chwila, która mogłaby trwać wiecznie, lecz niestety tak nie jest. Ktoś pomyśli, że zwariowałem, lub mam mega wybujałą wyobraźnię, lecz nic bardziej mylnego, z resztą grunt, że ja i Wandzia znaliśmy ten stan, a raczej Wandzia tylko, albo raczej, aż rozumiała.
W pewnym momencie z Wandzią oddaliliśmy się od grupy, ponieważ chcieliśmy kupić piwo, więc poszliśmy do baru. W tamtym miejscu i czasie nasze oczy oszalały, to było niewiarygodne i niemożliwe, a jednak ...
Jutro już kolejna część,
zachęcam do dyskusji w komentarzach,
a jeśli chcesz docenić moją pracę, udostępnij to swoim znajomym,
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz