Dzisiaj troszkę nietypowo, ponieważ podejmę się tematu, który w ostatnich dniach, a nawet tygodniach opanował Polskę, a mianowicie sport. Zanim jednak zacznę część właściwą pragnę podziękować wam wszystkim za pierwsze 5000 wyświetleń, bo jest dla mnie niezwykle budujące i po cichu liczę, że to nie koniec, a także przepraszam za kolejną dłuższą przerwę w dodawaniu nowych wpisów. Zapewniam także, że poprzednie serie, o których pisałem będą nadal kontynuowane, więc zapraszam do podrzucania propozycji co do muzycznych fenomenów, cykl maturalny na dniach będzie również rozbudowany. To tyle jeśli chodzi o kwestie informacyjne, więc przejdźmy do głównego wątku.
Dzisiejszy dzień obfitował w wiele sportowych przeżyć, o których chciałbym wam opowiedzieć i troszkę przybliżyć mój punkt widzenia tych wydarzeń. Zacznijmy może od pierwszego rozczarowania środy w Rio De Janeiro, a mianowicie zawodniku w rzucie młotem Pawle Fajdku, w którym cała Polska pokładała ogromne nadzieje i nie bez kozery, ponieważ w tym roku jest liderem światowych tabel z wynikiem o prawie 2m lepszym niż drugi na świecie Białorusin, co więcej jego wynik lub lepszy osiągał w tym sezonie aż 10 razy. Wszyscy wierzyliśmy, że rzut młotem na Igrzyskach Olimpijskich zostanie zdominowany przez Polaków, wśród kobiet przecież już się to zdało po zdecydowanym zwycięstwie Anity Włodarczyk pięknie okraszonym rekordem świata. Nasz znakomity młociarz już 4 lata temu był wymieniany w Londynie jako główny kandydat do złota olimpijskiego, ale tam nie poradził sobie z presją co było aż nazbyt widoczne w jego postawie i wyniku końcowym - nie został sklasyfikowany z powodu trzech prób spalonych. W Rio udało mu się oddać rzut mierzony nawet dwa, dla niewtajemniczonych przypomnę, że wymogi kwalifikacji do konkursu finałowego to osiągnięcie minimum - 76,50m lub znalezienie się w najlepszej 12. W ostatnich miesiącach Paweł rzucał regularnie około 80m, a tutaj 72m to było wszystko na co tego dnia było go stać i dało 17. miejsce. Jak to my Polacy zastanawiamy się co zawiodło zapewne głowa, bo przygotowany był, media przyzwyczajają nas do tzw. dmuchania balonika, tak też stało się w jego przypadku. Cały kraj dawał mu medal przed startem, a tak nie powinno być, bo to dodatkowo spina zawodników przez co brakuje luzu i to było widać w kole, ale w całym tym amoku sportowa Polska zapomniała, że konkurs eliminacyjny wygrał Wojciech Nowicki. Brązowy medalista sprzed roku z Pekinu wykonał zadanie w 100% i w świetnym stylu zdeklasował rywali, ale nie mówi się o nim, ponieważ w finale są lepsi od niego, którzy najprawdopodobniej się oszczędzali, a jego postawa w tym roku nie dawała myśleć, że może pokusić się o medal, bo jeden konkurs na małym mityngu w Białymstoku to zdecydowanie za mało, ale czekamy na sensację, bo może będzie chciał udowodnić wszystkim, że gdy się na zawodnika tak mocno nie liczy jest mu łatwiej i dokona według ekspertów niemożliwego i dzięki niemu usłyszymy Mazurka Dąbrowskiego.
Teraz coś pozytywnego, a raczej ktoś o niebanalnej urodzie i sile co pokazała parę minut po wspomnianej wtopie naszego Pawła - Maria Andrejczyk. Ta 20-letnia kobieta w eliminacjach pobiła rekord Polski o ponad 3m i wygrała eliminacje. Nikt o tej dziewczynie nie mówił wcześniej, bo najzwyczajniej nie było powodu, a po tym wyczynie reporterzy rzucili się na nią, a ta delikatnym głosem odpowiedziała, że nie wie jak to się stało, głęboko wierzyła, że może to się zrobić, chociaż to pewnie jej znajomy ksiądz to wymodlił. Po czym dodała, że musi zmienić plany, bo chciała się wybrać na pożegnalny spacer po Copacabanie, ale tak psuć plany może zawsze i poprosiła o nie nakręcanie się na wynik, bo miejsce w 8 będzie już ogromnym sukcesem. Skromna niezwykle jest i to się ceni, poza tym jest sportowcem i liczy się ze swoim miejscem w elicie, a także wie, że z cienia atakować najłatwiej, oby głowa wytrzymała, bo u Polskich sportowców to największy problem. Jak to nie zawiedzie to jej nazwisko na pewno powtórzymy jeszcze wiele razy, a narazie trzeba czekać i życzyć powodzenia tej piękności.
Skoro jesteśmy już przy słabej psychice i przygotowaniu mentalnym polskich sportowców to jak tu nie powiedzieć o naszych siatkarzach, którzy ulegli USA 0:3. Eksperci mówią o klątwie olimpijskiego ćwierćfinału, trener chwali rywali, którzy nie pozwolili nam na lepszą grę, a zawodnicy o niewykorzystanej szansy w drugim secie i błędzie sędziowskim, a według mnie to przez media i nadgorliwych kibiców za szybko zawiesili sobie medale na szyi, a z takim ciężarem ciężko było o dobrą grę. Dobrze wiemy, że media potrafią tak szybko wynieść człowieka na piedestały jak i prędko zniszczyć, siatkarze o tym zapomnieli i przez to nie dosyć, że przegrali mecz i marzenia o medalu to być może stracą fantastycznego trenera i znakomitego atakującego, bo Bartek Kurek w wywiadach już przebąkiwał coś o możliwości zakończenia kariery reprezentacyjnej, a bez niego to nie będzie ta sama kadra. Konsekwencje są poważne, a w głowach jak i przed meczem tak jak i po meczu jest bardzo źle. Nic tylko współczuć.
Ostatnie wydarzenie środy zakończone to pierwszy mecz w 4. rundzie eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Decydujący dwumecz o zagranie w piłkarskiej elicie Legia Warszawa toczy z Irlandzkim FC Dundalk. W Dublinie "wojskowi" wygrali 2:0, w stylu gorzej niż złym, ale ten zespół pokazuje od początku, że gra bardzo pragmatycznie i ich nie obchodzi piękno gry, a wynik, który znowu jest fantastyczny i przybliża ich do futbolowego raju, w którym polski klub nie przebywał od 20 lat. Śmieszą mnie strasznie komentarze w studiu ekspertów - Jana Tomaszewskiego i Pawła Janasa, którzy chwalili legionistów za mecz i prorokowali wysokie zwycięstwo na Łazienkowskiej - 4:0 lub 5:0, a były pan poseł tak szanuje rywali, że przed meczem śmiał nazwać zespół z Irlandii frajerami wywyższając mistrza polski, który tydzień temu, uległ w Pucharze Polski Górnikowi Zabrze, który obecnie gra w niższej klasie rozgrywkowej, a wracając do meczu to chyba glorii nie przynosi strzelenie bramki z rzutu karnego, który został podyktowany po zagraniu ręką, który uprzedził zobaczenie przez kibiców strzału Vadisa Odjidja-Ofoe, który nie trafiłby do praktycznie pustej bramki. Ten gol ustawił mecz i grę Dundalk, które zaatakowało, bo już nie miało nic do stracenia, przez co w końcówce Warszawiacy mieli dużo miejsca i zdołali podwyższyć wyniki. Jak to mówią młodzi ludzie masakracja, po prostu żenada, szkoda słów. Jednak dodam do tego jeszcze jedno, że ten klub na 99% będzie nas reprezentować w Europie i będą mieli go oglądać kibice z wielu zakątków Europy, a nawet świata, to nie jest najmilsza perspektywa, no ale cóż... Zostaje nam głęboko wierzyć w to, że coś się zmieni, bo inaczej przez najbliższe miesiące piłkarska Polska będzie się wstydzić swojej nacji...
Tak na koniec chciałbym przygotować was na mecz Polska - Chorwacja w piłce ręcznej, którzy już o 1.30 zagrają w ćwierćfinale turnieju olimpijskiego. Szansę to oni mają bardzo nikłą. Szczególnie jeśli popatrzymy na styl w jakim grali w fazie grupowej, a przede wszystkim na wyniki tych spotkań. Najprawdopodobniej zabraknie Michała Jureckiego, który od dłuższego czasu jest lokomotywą tej kadry i bez niego pozostałym gra się o wiele ciężej i przede wszystkim bez pomysłu, ale nasi szczypiorniści przyzwyczaili nas do horrorów, a nie meczy i często kończonych szczęśliwie, czyli spokojnie wygranym meczem jedną bramką. Skoro Katar mógł ich pokonać to niech i Polska choroba to zrobi, czyli słaba psychika i lekceważenie rywali. Wszystkich zachęcam do włączenia telewizorów o tak nieludzkiej porze i dopingowaniu naszym, a póki co zapraszam do dyskusji poniżej w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz