czwartek, 18 sierpnia 2016

Matura - cz. 2

Matura - matematyka


Tak jak wczoraj obiecywałem kontynuuje cykl maturalnych wpisów starając się także o większą częstotliwość dodawanych wpisów. Dzisiaj chciałbym poświęcić parę słów egzaminowi maturalnemu z matematyki, który w tym roku pisałem, oraz ogólnemu sensu tego testu. Zacznę trochę od końca, a mianowicie od sytuacji, która miała miejsce po moim wyjściu ze szkoły z tego niezwykle stresującego wydarzenia. Pomimo, iż nigdy nie miałem problemu z matematyką taki egzamin sam w sobie niesamowicie spina człowieka, choć bardziej cała ta otoczka, czyli oficjalny język pilnujących nauczycieli i ich zachowanie wobec nas. Wracając do meritum, przed drzwiami szkoły czekał na nas wychowawca - nauczyciel matematyki. Jego wsparcie, dobre słowa i zaangażowanie pokazywane w tym były niesamowite i naprawdę to doceniłem. Nie byłem pierwszy, który wyszedł, ale nie usłyszał od nikogo, żeby była ciężka. Nie chwaląc się byłem jednym z jego lepszych uczniów, więc zaskoczony był, gdy usłyszał z moich ust, że spodziewałem się łatwiejszych zadań. Kończąc zdanie zbliżyła się do nas szkolna nauczycielka wychowania fizycznego, a wychowawca spytał : "To w takim razie jaki będzie wynik ?". Ja mu na to, że w najgorszym razie 80%, mina pani Beaty bezcenna, chyba nie spodziewała się, że jej skrzydłowy reprezentacji szkolnej w piłkę ręczną tak dobrze się uczy, albo po prostu rozwaliłem system sposobem rozmowy. Sam egzamin, a raczej jego zadania zamknięte były banalne, za to część otwarta nie była już taka oczywista, a w szczególności zadanie ostatnie, które rozwaliłem całe bez szans na chociaż punkt, a przewidziane było 5. Nie pamiętam treści tego zadania, ale na 100% dotyczyło bryły, obliczenia jakiegoś sinusa / cosinusa i podanie objętości czy coś podobnego. Nie lubię takich zadań, bo nie mam myślenia przestrzennego i przede wszystkim wiem, że to do życia mi nie jest potrzebne, a nawet nie rusza mojej wyobraźni, a bez chociaż jednej tej rzeczy ciężko mi cokolwiek liczyć na matematyce. Dlatego w trakcie rozmowy ze współlokatorką mojego kumpla opracowałem alternatywne zadanie, które zdecydowanie dałoby możliwość ruszyć głową i pobudzić szare komórki. Rozmawialiśmy wtedy o czymś przyjemnym i relaksującym, czyli pokoju pełnym szczeniaczków, które są słodkie i każdy je kocha. Każdy z nas gdyby mógł uratowałby takiego słodziaka, więc zadanie maturalne powinno brzmieć : W graniastosłupie zamknięty jest szczeniaczek o wymiarach xxx. Jaką objętość powinna mieć bryła żeby po x minutach szczeniaczek wyjęty stamtąd nadal żył. To jest prawdziwa motywacja, przecież od nas wtedy zależy los biedaka, wtedy musimy mu pomóc i chociaż się staramy coś na tej maturze. Sens tego co się uczymy na tym przedmiocie i co ostatecznie zdajemy w maju jest nikły, bo zazwyczaj w życiu codziennym nigdy tego nie zastosujemy, no chyba że procenty. Są ludzie, którzy stosują je codziennie i to jedyne co mają związane z matematyką, ewentualnie dodawanie i odejmowanie, ale w szkole średniej to już raczej umiemy. Myślę, że próbują pobudzić w nas myślenie i w moim przypadku to się udało, ale jeśli chodzi o sytuacje matematyczne w życiu sam musiałem się ich nauczyć i warto to robić do końca życia. Z tym morałem zostawiam was.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz