Nie będę tutaj wyrażał swojej opinii na temat jednego z seriali paradokumentalnych transmitowanych przez TVN, gdzie pokazuje przygody uczniów ich problemy, sytuacje życiowe i jak je rozwiązują, bo to bez sensu, bo to co tam oglądamy tak naprawdę nijak ma się do życia przeciętnego ucznia. Osobiście z żadną z tych sytuacji pokazywaną przez ten program się nie spotkałem.
Dzisiaj wolę opisać swoją szkołę, a raczej nauczycieli, z którymi na co dzień mam do czynienia. Jak zapewne wiecie każdy nauczyciel ma odrębny styl nauczania, egzekwowania wiedzy i wypracowywania sobie autorytetu. Lekcja języka polskiego zaczyna się zawsze na pozór normalnie. Najpierw jest sprawdzenie obecności, omówienie spraw bieżących, czyli jakieś sprawdziany, poprawy, itp. W końcu nadchodzi do pytań polonistki i mimo że nie są one na ocenę to wszyscy jak z automatu kierują swoje głowy w dół jakby podziwiali wieloletni brud ławek i zaczynają modlitwę :
- W imię ojca i syna i ducha Wioletty Pięty. Pani nasza, kierujemy do Ciebie prośbę abyś dziś nas nie pytała. Ja grzesznik, nie przygotowałem się do tej wypowiedzi. Ciebie prosimy, Wysłuchaj nas Pani.
Nauczyciel na pozór nie jest surowy, ale nie ma nic gorszego jak nauczyciel, który w inteligentny sposób daje ci do zrozumienia, że jesteś debilem. Matematyka - pan profesor traktuje wszystkich tak samo, pomaga w razie problemów, ale też wymaga, jak mówi, że przełoży tylko jeden sprawdzian w roku to tak będzie. Wszelkie dyskusje są niepotrzebne, bo tylko na nich stracisz, bo wiedzę posiada taką, że wymyśli w minutę takie zadanie by nam udowodnić, że nawet długa, regularna nauka nie pozwoli zaliczyć działu. Czy to zniechęca, chyba nie, bo pozwala zrozumieć, że ciężka praca i przestrzeganie zasad pozwoli nam dojść na sam szczyt i osiągnąć swój obrany wcześniej cel. Geografia - sposób oceniania wypowiedzi ustnej to chyba zna tylko sam Bóg, bo czasami mi się zdaje, że pan Jarek też już tego nie ogarnia. No, bo jak się odnieść do tego, że odpowiadasz poprawnie na wszystkie pytania, ale nie odpowiesz na jedno pytanie, według nauczyciela podstawowe, w sumie jak każde inne, ale on, ani ty tego nie dodacie i przez ten fakt stawia ci 2. Lekcja przypomina wykład, a jest tak interesujący, że od razu możesz się nauczyć statystyki. Na końcu zeszytu w rubryce można wypisać sobie dzień i ilość wypowiedzianych sformułowań w 45 minut: "Mili państwo" oraz słowa TAK. No i takim sprytnym sposobem przeszedłem do nauczycieli przedmiotów ekonomicznych. Pani Iza jest gościem na swojej lekcji, częściej siedzi u pedagog na pogaduszkach przy herbacie niż u nas w klasie, a jak już przyjdzie to wyświetli rezultat zadania, które mieliśmy zrobić z licznymi błędami popełnionymi przez nią. Raz, zazwyczaj na początku semestru wpadnie na pomysł pytania na ocenę, a że nikt się po niej tego nie spodziewa to stawia z trzy jedynki i wychodzi. Współczuję jak ktoś się znajdzie w tym elitarnym gronie, bo zawsze to psuje pewną, dobrą ocenę z przedmiotu. Nie jak senior Szczepan, u niego lekcja zawsze po obecności zaczyna się od popisów pod orzełkiem i tu kończy się równouprawnienie, jak jesteś dziewczyną to nie możesz dostać bani, ale jak jesteś facetem, a jeszcze jak mu podpadłeś to szmatę masz murowaną jakbyś nie był nauczony. On i tak znajdzie twój słaby punkt. Potrafi zrobić taki mętlik w głowie, że idzie pomieszać numer na straż pożarną z policją. Na szczęście sprawdziany nie są takie jak odpowiedź, bo bym nigdy tej szkółki nie skończył. Prosty test wyboru zawsze ratował skórę.
A na koniec prawdziwy creme de la creme, istna wisienka na torcie. Jak to mówią jaki tort taka wisienka i coś w tym jest, no bo co powiecie o dyrektorze, który wbija się na próbną maturę z języka angielskiego podczas słuchania i rzuca pytania w stylu: "No i jak tam trudne, w LO mówili, że prościzna. Ale jak trudna?". A nagranie dalej leci i jak człowiek ma mieć dobry wynik. Dyrcio uczy też historii, a raczej ocenia wiedzę z historii, ale i z tym jest różnie, bo na kartkówkach - opisówkach wystarczyło pisać dużo, niekoniecznie na temat, ważne żeby słowa klucze się zgadzały i rzucały mu się w oko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz