Rozdział 9.
Wchodzimy z Wandzią, a naszym oczom ukazuje się mechanizm, który konstrukcją przypominał pierwszy komputer z tą różnicą, że złożony z najnowocześniejszych technologii, a nie tych podstawowych. Monitorów było tyle, że spokojnie oprócz klubu mogliby obserwować całe miasto i okoliczne wsie. Tak dla kontrastu, jak widzicie na zdjęciu był też wysunięty stolik, na którym leżała konsola wielkości podobnej do PS4, a obsługiwało się wszystko pilotem. Myszki były tylko to zmieniania obrazu, przybliżania, itp.
Wydawałoby się, że nie będzie problemu jednak pilot ten miał tyle guzików, że nawet w pasmanterii tyle rodzajów byście nie znaleźli. Ponadto moje żarty o monitoringu miasta się potwierdziły i faktycznie z tego miejsca monitorowali najwięcej zdarzeń, stąd taka technologia w takim miejscu. Na domiar złego monitoring był obsługiwany w języku angielskim, co nie jest naszą mocną stroną. Miało być pięknie, wyszło jak zawsze...
- I co teraz? - pyta zaniepokojona Wandzia.
- No Tomek oficjalnie nas tu nie widział, więc jesteśmy skazani na siebie, czas na wujka Google, translatory, etc., przecież nie możemy się poddać teraz. - odpowiedziałem czując ogromną adrenalinę.
Pół godziny walki za nami, musieliśmy uważać na monitoring miasta, aby w nim nie ingerować, bo są jeszcze dwa miejsca, gdzie mogą to obserwować, bynajmniej tak twierdził Tomek, który pisał do nas nadal. W końcu sukces i udało nam się dostać do nagrań sprzed kilku miesięcy. Cofaliśmy tak i w końcu znaleźliśmy moje nagranie.
Oglądając to nagranie z pozoru nie widać nic szczególnego. Śpiewał sobie człowieczek, który fałszuje jakby był mega pijany, albo głuchy. No cóż, cała kwintesencja moich pobytów na karaoke. Mija połowa piosenki, nadal jej nie ma. W pewnym momencie widać było rękę, która zabiera mikrofon z drugiego statywu, niestety kamera była starego typu i nie zmieniała zasięgu swojego obrazu, ani miejsca, a właśnie ten drugi statyw był na skraju nagrania z wideo.
Minęła niecała minuta i mogliśmy zauważyć odkładającą mikrofon blondynkę z długimi włosami, choć w sumie to był dość ciemny blond. Jest szczupła i ma niezwykle zgrabne nogi, ale niestety jest odwrócona tyłem do kamery. Odbiegając z tego miejsca ewidentnie spoglądała jeszcze ostatni raz w moją stronę, a może to tylko mi się wydawało. Jedno było pewne - to jedyny moment kiedy było widać jej postać.
Piosenka chwile jeszcze trwała po czym i ja pożegnałem się z tą sceną, ale już nic ważnego nie uchwyciliśmy, a kamera z drzwi wyjściowych tego dnia nie działała. To się nazywa pech, ale nagle Wandzia krzyknęła, gdy już chciałem wyłączyć ten sprzęt i iść do domu...
- I co teraz? - pyta zaniepokojona Wandzia.
- No Tomek oficjalnie nas tu nie widział, więc jesteśmy skazani na siebie, czas na wujka Google, translatory, etc., przecież nie możemy się poddać teraz. - odpowiedziałem czując ogromną adrenalinę.
Pół godziny walki za nami, musieliśmy uważać na monitoring miasta, aby w nim nie ingerować, bo są jeszcze dwa miejsca, gdzie mogą to obserwować, bynajmniej tak twierdził Tomek, który pisał do nas nadal. W końcu sukces i udało nam się dostać do nagrań sprzed kilku miesięcy. Cofaliśmy tak i w końcu znaleźliśmy moje nagranie.
Oglądając to nagranie z pozoru nie widać nic szczególnego. Śpiewał sobie człowieczek, który fałszuje jakby był mega pijany, albo głuchy. No cóż, cała kwintesencja moich pobytów na karaoke. Mija połowa piosenki, nadal jej nie ma. W pewnym momencie widać było rękę, która zabiera mikrofon z drugiego statywu, niestety kamera była starego typu i nie zmieniała zasięgu swojego obrazu, ani miejsca, a właśnie ten drugi statyw był na skraju nagrania z wideo.
Minęła niecała minuta i mogliśmy zauważyć odkładającą mikrofon blondynkę z długimi włosami, choć w sumie to był dość ciemny blond. Jest szczupła i ma niezwykle zgrabne nogi, ale niestety jest odwrócona tyłem do kamery. Odbiegając z tego miejsca ewidentnie spoglądała jeszcze ostatni raz w moją stronę, a może to tylko mi się wydawało. Jedno było pewne - to jedyny moment kiedy było widać jej postać.
Piosenka chwile jeszcze trwała po czym i ja pożegnałem się z tą sceną, ale już nic ważnego nie uchwyciliśmy, a kamera z drzwi wyjściowych tego dnia nie działała. To się nazywa pech, ale nagle Wandzia krzyknęła, gdy już chciałem wyłączyć ten sprzęt i iść do domu...
Zapraszam do śledzenia fanpage'a
Zachęcam także do dyskusji w komentarzach, a także
jeśli Ci się podoba ten blog to doceń moją pracę i udostępnij go dalej,
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz