czwartek, 20 kwietnia 2017

Kopciuszek, czyli Historia zaginionego mikrofonu #7

Rozdział 7.

Minął kolejny tydzień, byłem tak zmasakrowany słowami Wandzi, że nie wychodziłem praktycznie ze swojego pokoju przez ten czas. Przekonałem swoich rodziców, co się okazało dziwnie proste zważając na fakt, że moja mama jest pielęgniarką, że jestem chory i osłabiony, więc lepiej żebym przez ten tydzień nie chodził do szkoły. Nie rozmawiałem z nikim, chyba jeszcze nigdy nie przerabiałem takiego etapu w życiu. 
Nie słyszałem już jej głosu, pogodziłem się z losem, że ta nagroda nie była dla mnie, przez pryzmat czasu w końcu już wiem, że na nią nie zasłużyłem. Jej nie było i nigdy nie będzie w moim sercu, a ja się zabiłem społecznie i wartościowo, pięknie ta historia się ułożyła, no nie ma co. Nawet w piątkowy wieczór nie miałem ochoty się bawić nie mówiąc już o tym karaoke.
Po co się męczyć, lepiej zajmę się czymś pożytecznym, w końcu nie było mnie tydzień czasu w szkole. To był dopiero dialog wewnętrzny, szkoda że nadszedł dopiero teraz i zmarnowałem tyle czasu, rzeczy, energii, a teraz to ma się skończyć w taki sposób, trochę żenujące, ale o czym ja myślałem, przecież życie to nie bajka, a ja chciałem nadal śnić, bo to było takie piękne. No, a czy ktoś mówił, że życie jest piękne, niby rodzice, ale co oni mieli mi innego mówić. Chociaż jak tak myślę, z adopcją nie owijali w bawełnę, więc czemu mieliby mnie jeszcze karać mówiąc o czymś czego nie ma, w sumie tej adopcji też ostatecznie nie było. "Wróć na ziemię Artur !!" - krzyczy mój mózg, czas się wziąć w garść i wrócić do starego życia, ale z nowym początkiem i nową motywacją.


Otwierając książkę rozbrzmiewa dźwięk telefonu leżącego wtedy na biurku - to była Wandzia. Czego ona ode mnie chce - pomyślałem, ale mimo wszystko stwierdziłem, że odbiorę ten telefon.
- Co się stało, że moja najlepsza przyjaciółka po tygodniu ciszy chce usłyszeć mój głos? - zapytałem z ogromną drwiną bijącą z mojego głosu zamiast zwykłego powitania.
- Też się cieszę, że Ciebie słyszę. Słuchaj, Tomek dzisiaj sam zamyka klub, więc przyjdziemy po oficjalnym zamknięciu i przejrzymy monitoring. Przyjdę po Ciebie z godzinę wcześniej, obgadamy szczegóły i od Ciebie ruszymy na akcję. - z wyraźnym podekscytowaniem w głosie rzuciła Wandzia
- To nie ma sensu, sama stwierdziłaś, że się to nie uda, a ja już się z tym pogodziłem, więc Na razie. - szybko odpowiedziałem po czym się rozłączyłem.

Zachęcam do subskrybowania, licznych dyskusji w komentarzu,
a Jeśli doceniasz moją twórczość to udostępnij to,
Pozdrawiam serdecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz